Simon Sinek, jeden z najbardziej cenionych na świecie mówców motywacyjnych w kontekście przywództwa i przedsiębiorczości, napisał książkę „Zaczynaj od DLACZEGO”. Wysnuwa tam tezę, że większość firm i liderów skupia się na tym, co robią (What) i jak to robią (How), nie odpowiadając jednocześnie, dlaczego (Why) to robią. A właśnie „dlaczego” jest kluczowe dla budowania własnej satysfakcji, ale i zadowolenia klientów.
Sinek proponuje w swojej książce metodę „złotego kręgu” jako narzędzie do zdefiniowania swojego „dlaczego”. W skrócie, składa się ona z trzech warstw:
- Dlaczego – odpowiada na pytanie, dlaczego istnieje dana organizacja / produkt / lider.
- Jak – w jaki sposób ktoś / coś realizuje swoje „dlaczego”.
- Co – co konkretnie organizacja / osoba robi.
Mam nadzieję, że to komuś pomoże i naprawdę pozwoli zidentyfikować swoje „dlaczego” albo co najmniej popchnie do zapoznania się ze źródłem w celu głębszej refleksji potem.
Nie zacząłem od DLACZEGO.
Moja droga i szukanie mojego „dlaczego”, to… totalnie nie jest powyższa historia. Ani nawet nie zaczęła się od poznania twórczości Sineka czy przeczytania tej konkretnej książki. Moja droga, to droga chaosu, często przypadku, ogromu autorefleksji, prób, błędów i błędów (to akurat nie jest błąd. Tych jednak było tyle, że postanowiłem napisać o nich 2 razy).
Pomyślałem nawet w pewnym momencie, że ładnie byłoby dorobić do popularnej metody, jeszcze bardziej popularnego twórcy-mówcy-pisarza, historię opisującą moje przejście na swoje. Bo ostatecznie o tym ma być ten wpis. No tak, nie wspomniałem jeszcze? Gratuluję zatem wytrwałości, jeśli jeszcze to czytasz.
Na swoim.
Wracając do wątku… Nie dorobiłem, ponieważ w rzeczywistości rzadko kiedy droga (jakakolwiek) okazuje się taka ładna i ułożona. Droga raczej ma wyboje, zakręty, spowalniacze (a tak w ogóle, to czy wiesz, że spowalniacze drogowe tak naprawdę nazywają się progami podrzutowymi?). Nie inaczej jest w moim przypadku.
W każdym razie, w tej historii też zaszyte jest moje „dlaczego” i chcę Was sobie przedstawić.
Teraz już z górki, czyli w skrócie.
Przeszedłem drogę od żółtodzioba, przez ofiarę syndromu oszusta, po powolne uświadamianie sobie, że coś tam umiem i wiem, aż po moment, w którym doskonale zdaję sobie sprawę z tego, komu i jak potrafię pomagać. Oraz dlaczego w ogóle chcę to robić.
A naprawdę bardzo chcę to robić. Tylko, że po swojemu.
Jako osoba raczej ułożona, spokojna, stonowana, zdecydowanie introwertyczna nigdy nie przeszedłem buntu w okresie dojrzewania. Pozostało to dla mnie sferą mityczną i znam jedynie z opowieści (i obserwacji rówieśników). Chyba zostawiłem sobie (i w sobie) pokłady buntowniczej energii na dzisiaj. Bo chcę robić rzeczy po swojemu, wyjść naprzeciw rynkowym przyzwyczajeniom czy standardom i pokazać, że można lepiej, ciekawiej, skuteczniej.
Stolik.
Przy okazji niedawnych wyborów przedstawiciele pewnej partii politycznej mówili o „przewróceniu stolika”. Jak bardzo polegli, to pewnie wiesz. I może nie do końca mam zamiar stoliki przewracać (i nie mam też zamiaru polec), ale wierzę, że jest miejsce na jeszcze jeden stolik. Mniejszy, trochę wyróżniający się, może wręcz niszowy, ale niezwykle komfortowy dla osób, które przy nim zasiadają i z nadzwyczajnie transparentnym (i krótkim) menu. Zachowując zatem „metaforę stolikową” – nie przewracam żadnego, ale planuję postawić nowy, przy którym Ty jesteś mile widziany. Wśród nas są osoby, które wchodząc do restauracji wolą krótkie, ale przemyślane i dopracowane menu. I takie znajdziesz przy moim stoliku.
Co tu podają?
I tak już sporo przeczytałeś także tutaj zostawiam tylko link do zakładki „oferta dla firmy” i „oferta dla kandydata” – dla każdej grupy dosłownie po jednej dobrze skrojonej i przemyślanej usłudze. Menu (to prawdziwe na stronie i symboliczne) jest na tyle transparentne, na ile tylko potrafiłem stworzyć.
Mateusz, powiesz wreszcie, dlaczego?
Powiem (napiszę?). Chcę trochę powalczyć ze skostniałym według mnie rynkiem rekrutacji i często nieprzystającym wręcz do zasad nowoczesnej sprzedaży i marketingu, a co za tym idzie oczekiwań klienta. Twoich oczekiwań. Bo czy np. godzisz się na to, żeby nie wiedzieć, ile zapłacisz za usługę albo produkt? No czy nie chcesz choć trochę wiedzieć na jakiego rzędu wydatek liczyć zanim podejmiesz próbę kontaktu z daną firmą? Czy brakuje Ci regularności w kontakcie z headhunterem no i przede wszystkim skuteczności? A to tylko czubek góry lodowej. Nie zaczynam nawet pisać o braku standaryzacji, procesów, braku kontaktu od headhuntera (a obiecał przecież), korzystania ze zbadanych metodach rekrutacji i selekcji (a nie frywolnych i niepoukładanych rozmowach z kandydatami, gdzie każda wygląda inaczej. Jak tu kandydatów porównać?), itd. Mogę tak bez końca (to hiperbola w razie czego).
Od teraz postaram się wszystkie te informacje (oraz o wiele więcej, jeśli tylko będziesz czegoś potrzebować) dostarczać tak transparentnie, tak precyzyjnie i tak atrakcyjnie, jak tylko będę potrafił. Za bardzo szanuję Twój i swój czas, żeby uskuteczniać zabawę w kotka i myszkę.
Żeby zajrzeć do menu, zapraszam tutaj (dla firmy) i tutaj (dla kandydata). Niezwykle transparentnie i konkretnie. A jeśli uważasz inaczej lub czegoś tu według Ciebie brakuje, to daj znać. Postaram się to zmienić.
No i ostatecznie zapraszam do kontaktu, jeśli zastanawiasz się, czy mogę pomóc znaleźć Ci managera lub pomóc znaleźć pracę Tobie.
P.S.
O Sineku jeszcze słowo. Przytoczona książka choć ciekawa, to nie do końca zawarte tam tezy do mnie przemawiają. I w sumie jak wierzę, że można tam sporo dobra znaleźć, tak uważam, że trzeba to mocno przefiltrować przez siebie, swoje środowisko i jeszcze potem poddać silnej refleksji. Bo czy naprawdę jako firma lub nawet indywiduum zawsze najważniejsze jest „dlaczego”? Czy dla kogoś równie ważne, jak nie ważniejsze, nie może być „co”? „Jak”? Albo „dla kogo”? Wymyśl sobie tezę i prawdopodobnie przy odrobinie wysiłku uda Ci się napisać pod to książkę tę tezę wspierającą. Trochę tak widzę tę książkę.